Jak się to wszystko zaczęło? Co robiła agentka CIA Carrie Mathison, zanim trafiła na Brody’ego?
Bejrut 2006. Carrie zostaje zdekonspirowana. Musi wracać do Waszyngtonu. Nie może tego znieść. Zaciekle walczy ze swoją chorobą psychiczną i trudną przeszłością. Sprzeciwia się szefom i łamie zasady, by osiągnąć cel, który stał się jej obsesją – złapać jednego z najniebezpieczniejszych terrorystów na świecie.
Podwójni szpiedzy, intrygi na wysokim szczeblu, przypadkowy seks, życie w ciągłym zagrożeniu… Czy Carrie odnajdzie w tym chaosie właściwą drogę? Czy odkryje prawdę?
– Co poszło nie tak? Tylko nie chrzań. Stąpasz po cienkim lodzie, Carrie – powiedział Davis Fielding, pocierając dłońmi, jakby było mu zimno. Byli w jego gabinecie w zabytkowym budynku na Rue Maarad niedaleko placu Neimeh, na którym znajduje się znana wieża zegarowa. Bejrucka rezydentura miała tam swoją firmę przykrywkę – Bliskowschodnie Ubezpieczenia Morskie SA. Tak solidną, że naprawdę sprzedawała polisy.
– Sam mi powiedz. Słowik to był twój pomysł. Dima to twoja agentka. Ja dopiero ich przejęłam – odpowiedziała Carrie, pocierając oczy. Po kilku godzinach snu na kanapie u Virgila i po wieczorze spędzonym na szukaniu Dimy po całym Bejrucie Carrie czuła się zmęczona i brudna. Miała na sobie te same ubrania, co poprzedniego dnia.
– Przestań pieprzyć – warknął Fielding. – To był twój „ptak”. Ty się nią zajmowałaś. To ty przyprowadziłaś mi Słowika, a ja dałem ci zgodę na nawiązanie kontaktu. To wszystko. Podjęliśmy ryzyko. Jak zwykle. I ni stąd, ni zowąd jacyś, jak to ich określiłaś, „zamachowcy” gonią cię po całym Bejrucie, a ty prowadzisz ich prosto pod drzwi naszej kryjówki! Ściągnęłaś na wszystkich niebezpieczeństwo, a nasza sytuacja, jak wiesz, i tak jest już niewesoła – powiedział, stukając palcem o blat biurka.
– Nigdzie ich nie doprowadziłam – odparła Carrie, zastanawiając się, jak to możliwe, że Fielding nic nie rozumie. Powinien klepać ją po plecach za to, że udało jej się zbiec. Naprawdę jest tak tępy? – Uciekłam im. Nikt mnie nie śledził. Porzuciłam samochód w Crowne Plaza i wyszłam stamtąd przez nikogo nieśledzona, ale dla pewności spędziłam godzinę w centrum handlowym. Potem szwendałam się po ulicach, oglądając się za siebie, co pewnie potrafisz sobie wyobrazić. Nikogo. Ani w pojeździe, ani pieszo, ani cyfrowo, ani z teleskopem trzydzieści kilometrów dalej. Lepiej się z tym pogódź, Davis. Mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem.
– Pewnie, że mamy. Nawaliłaś, a teraz szukasz wymówek. Ostrzegałem cię, Mathison. Bejruckie zasady. Na początek ustalmy wszystkie fakty. Gdzie jest Dima?
– Ty mi powiedz. Po fiasku z kontaktem i napadzie na naszą siedzibę spędziłam pół nocy, próbując ją znaleźć. Zamiast na mnie wrzeszczeć, może rozważyłbyś, czy przypadkiem nie jest podwójną agentką? Może mnie wrobiła. Bo jeśli nie, to już sama nie wiem… Kiedy zrobiłeś się taki ufny?
– Nie mamy pewności, że naprawdę zostałaś wrobiona. Może spanikowałaś, bo Słowik pomylił miejsce spotkania? Może myślał, że chodzi o czas libański? Może się upił? Cholera, Carrie! To miało być kurtuazyjne spotkanie! Miałaś się mu przyjrzeć, pozwolić mu pogapić ci się w dekolt i umówić się na następny raz. Spanikowałaś. Przyznaj się! – ryczał Fielding. Twarz miał czerwoną jak Święty Mikołaj, ale wzrok mroźny i przejrzysty niczym lód.
– Nieprawda. Nie było cię tam. Ja byłam. Przywołał mnie gestem – powiedziała, pokazując, jak. – Od lat pracuje w służbach wywiadowczych, a kiwa dłonią na kontakt, z którym w życiu nie rozmawiał, jakby się spotykał z żoną w parku. Żartujesz sobie?
– Może tak właśnie robią w GDB? Może myślał, że coś ci się pomyliło? Na miłość boską, jesteś kobietą! Żaden tutejszy facet nie będzie cię traktował poważnie. A biorąc pod uwagę miniony wieczór, pewnie miałby rację.
Czuła, jak serce dudni jej w piersi. O co tu, do diabła, chodzi? Ktoś poważnie nawalił, co niemal doprowadziło do jej pojmania i śmierci. Fielding powinien ją teraz wspierać, a nie pogrążać.
– W vanie było dwóch mężczyzn, w mercedesie czterech. Próbowali mnie porwać, do cholery. Strzelali do mnie. Proszę… – Pokazała szramę na nodze, tam gdzie uderzył ją kawałek płyty chodnikowej.
– Tak, a potem doprowadziłaś ich prosto do naszej siedziby, która, z tego co widzę, była ich głównym celem! – zdenerwował się Fielding. To pójdzie do twojego 201 – zagroził, odnosząc się do akt personalnych pracowników CIA. – Nie myśl sobie, że ci to odpuszczę.
Carrie wstała.
– Posłuchaj, Davis – powiedziała, próbując się opanować. – To grubsza sprawa. Przyszło ci w ogóle do głowy, żeby się zastanowić, dlaczego chcieli mieć agenta CIA? Jeśli Słowik grał na dwa fronty, mogli nas karmić bzdurami przez całe lata, a my i tak żarlibyśmy ich bajki łapczywie jak świnie. Zadaj sobie pytanie dlaczego.
– Siadaj! – syknął. – Dokąd się wybierasz? Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Usiadła. W środku cała trzęsła się ze złości. Czuła się tak wściekła, że mogłaby rzucić mu się do gardła. Była tak silna, tak mocna, potężna. „Boże, czy znów zaczyna się odlot?” Czuła, jak traci kontrolę, była o krok od tego, by go zabić. „Opanuj się, Carrie! Dasz radę!”
– Dima ustawiła kontakt. Musimy wziąć ją pod uwagę – powiedziała ostrożnie, starając się nie okazywać gniewu.
– A jej komórka?
Pokręciła głową.
– Skrzynka kontaktowa też jest pusta. – W razie niebezpieczeństwa, by komunikować się z Dimą, Carrie posługiwała się dziuplą w parku Sanajeh. Kiedy poszła tam w środku nocy, po sprawdzeniu wielu klubów, dziupla była pusta. Narysowała kredą znak na gałęzi, by Dima skontaktowała się z nią jak najszybciej, ale Carrie zaczynała wątpić, czy w ogóle jeszcze kiedyś się spotkają.
– Gdzie jeszcze sprawdzałaś?
– W Le Gray, Whiskey, Palais, u niej… I nie musisz nic mówić, byłam ostrożna. Sprawdzałam wszędzie. Nikt jej nie widział. Włamałam się też do jej mieszkania. Nie było jej w domu. Wygląda na to, że nie pojawiła się tam od kilku dni.
– Złapała jakiegoś nadzianego gacha z Rijadu. Co z tego?
– Albo jest torturowana, albo już nie żyje. Ktoś nas zaatakował, Davis. Nie możesz tego wykluczyć.
– To ty tak twierdzisz – powiedział, przygryzając wargę. – Co jeszcze?
– W mieszkaniu konspiracyjnym nie było nikogo – odparła. – Czemu?
– Budżet. Bean walczy w Waszyngtonie. – Wzruszył ramionami. – Oni rządzą wszechświatem. Musieliśmy zmniejszyć koszta. Więc według ciebie nikt cię nie śledził. Gonili cię, ale uciekłaś. Nikt za tobą nie szedł aż do Achillesa? A co z tą starszą kobietą, od której dostałaś samochód? – Złączył palce wskazujące, wbijając w Carrie swoje niebieskie oczy. – Dlaczego niby miała robić coś takiego?
Przełknęła ślinę.
– To była porządna kobieta. Tylko inna kobieta to dostrzeże. Widziała, że mam kłopoty. – „Widziała, że byłam zdesperowana”, pomyślała.
– A może jest jedną z nich i zdradziła im, gdzie cię znaleźć. Albo ją do tego skłonili – powiedział, wykonując gest, jakby zdzierał sobie paznokieć.
„Zwariował? – zastanawiała się. – Skąd on bierze te głupoty?”
– Nie miała pojęcia, dokąd jadę. Powiedziałam jej jedynie, że zostawię jej samochód w Crowne Plaza, i tak zrobiłam. Nic nie mówiłam o lokalizacji Achillesa.
– Zgadza się, ale jak wszyscy w Bejrucie wiedziała, że Crowne znajduje się na Rue Hamra, więc nie mogłaś uciec daleko. Musieli jedynie dokładnie sprawdzić obszar. Mogłaś nie zauważyć pięćdziesięciu obserwatorów w piątkowy wieczór… – Pokręcił głową zniesmaczony. – Jedyny amator w całym tym spalonym przedsięwzięciu siedzi teraz przede mną.
– Nie wierzę. Udaje mi się wydostać ze śmiertelnej pułapki Hezbollahu, a i tak to wszystko to moja wina? – zapytała z niedowierzaniem, wstając z krzesła. Było jej niedobrze. Co się działo? Czy on ją zwalniał? – Nie rozumiem, co próbujesz mi powiedzieć. Wolałbyś, żebym umarła albo została schwytana?
– Mówię, że nie masz tu już nic do roboty. Zostałaś rozpoznana i dzięki tobie będziemy musieli znaleźć nowe mieszkanie konspiracyjne.
– A co z moimi agentami? Liczą na mnie – wyszeptała, słysząc w głowie uderzenia serca, głośne jak bęben. Nigdy wcześniej nie została zwolniona. Było to najobrzydliwsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyła.
– Na razie ja zajmę się Dimą i resztą twoich ludzi. Skończyłaś. Porozmawiaj z Carol o formalnościach i twoim locie do kraju – powiedział. – Zadzwonię też do Berensona. To on mi ciebie wcisnął.
– Czyli to koniec. Tyle pracy, a wylatuję za coś, co nie jest nawet moją winą?
– Idź się pakować, Carrie. Odsyłam cię do Langley. Może oni znajdą ci jakieś pożyteczne zajęcie. Nie wszyscy nadają się do pracy w terenie.
– Mylisz się, Davis – powiedziała ze złością, choć wiedziała, że dyskutuje na próżno. – Nikt mnie nie śledził. Ktoś nas wydał. Musisz to sprawdzić.
– Sprawdzimy to – odparł, wskazując jej wyjście i podnosząc słuchawkę telefonu.