przekład wraz z Marią Borzobohatą-Sawicką
Poznajcie Pata. Pat ma pewną teorię – jego życie to film, który zakończy się happy endem, czyli powrotem jego byłej żony. Pat musi tylko spełnić kilka warunków: robić codziennie setki brzuszków, czytać więcej książek, ćwiczyć bycie miłym i dwa razy dziennie łykać kolorowe pastylki. Niestety nic nie układa się tak, jak powinno. Na domiar złego za Patem łazi piękna, choć równie stuknięta jak on Tiffany, prześladuje go piosenka Kenny’ego G, a nowy terapeuta sugeruje zdradę jako formę terapii!
– Słuchaj, Pat. Caitlin chciała, żebyśmy poszli na wystawny bal sylwestrowy w Hotelu Rittenhouse. Gniewała się dziś na mnie za to, że idę na mecz i zastanawiałem się, czy nie wyjść wcześniej, żeby ją zaskoczyć. Ale nie chcę cię tu zostawiać samego w gipsie. Co byś powiedział, gdybyśmy urwali się przed końcem?
Jestem zszokowany i trochę się wściekam.
– Chcę zobaczyć, czy Baskett zaliczy drugie przyłożenie – mówię. – Ale ty możesz iść. Dam sobie radę, zwłaszcza że wokół siedzą kibice Orłów – ludzie, którzy zostają na cały mecz. – Nie jest to zbyt miłe z mojej strony, szczególnie że Caitlin najprawdopodobniej wyszykowana czeka już na powrót Jake’a, ale prawda jest taka, że potrzebuję pomocy brata, żeby wydostać się z Linc o kulach. Mam przeczucie, że w drugiej połowie Baskett będzie często przy piłce i wiem też, że Jake tak czy inaczej chce obejrzeć mecz. Może będzie mógł wykorzystać swojego psychicznie chorego brata jako dobrą wymówkę na przegapienie początku sylwestrowego przyjęcia Caitlin. Może tego Jake naprawdę chce i tego potrzebuje?
– Piwo! – wołam do gościa roznoszącego Coors Light, który przechodzi koło naszego rzędu i kiedy się przy nas zatrzymuje, mówię: –Tylko jedno, bo ten tu kolega zostawia swojego niepełnosprawnego fizycznie i niestabilnego umysłowo brata, żeby pójść na przyjęcie do hotelu Rittenhouse, żeby pić szampana z gogusiami w smokingach, którzy w życiu nie słyszeli o Orłach. – Mój brat ma minę, jakby mu przywalił mu w brzuch i po chwili wyciąga portfel.
– Dobra. Chrzanić to. Niech będą dwa – mówi Jake, a ja się uśmiecham, gdy mój brat siada na miejscu Scotta i pomaga mi ułożyć gips na oparciu pustego siedzenia przede mną.