Nie pamiętam, kiedy zapragnęłam zostać tłumaczką, pamiętam za to, że książki i filmy towarzyszyły mi od zawsze. Pamiętam także, jak moja mama, kiedy chodziłam jeszcze do wczesnej szkoły podstawowej, dała mi do przeczytania rozlatujący się, przekartkowany do granic wytrzymałości egzemplarz Dumy i uprzedzenia Jane Austen. Ta powieść jak również jej ekranizacja wyprodukowana przez BBC sprawiła, że dla innych języków stałam się bezpowrotnie stracona.

W pracy tłumacza lawiruję pomiędzy literaturą a kinem. Anglistyka na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej (i praca magisterska o Annie Proulx, którą nie zafascynowałabym się, gdyby nie ekranizacja Kronik portowych Lasse Halströma), Studium Przekładu Literackiego w Katedrze UNESCO w Krakowie, Tłumaczenia Audiowizualne w Wyższej Szkole Europejskiej. Wszystkie te miejsca pogłębiały jedynie moją fascynację książkami i filmem oraz związkami między nimi, ale przede wszystkim wprawiały w stan absolutnego zachwytu potęgą ludzkiej kreatywności. Tłumacząc mam poczucie, że mogę uczestniczyć w tym niesamowitym zjawisku.

Jeśli nie tłumaczę książek, pracuję nad kolejnym serialem. Jeśli nie pracuję, to oglądam, czytam, odsypiam. Jestem bardzo dumna z wszystkich przetłumaczonych przez siebie książek, a ich pojawienie się w druku zawsze daje mi poczucie szczęścia i sukcesu. Oczywiście z upływem lat chciałabym zmienić w swoich przekładach to czy owo. Praca tłumacza chyba nigdy się nie kończy.

Na co dzień pracuję w Krakowie, w „najlepszym biurze na świecie”.